Rozdział 3: Nie odprowadzony
-Drodzy Państwo! Szanowni obywatele! Mija właśnie pierwszy tydzień od rozpoczęcia stanu wyjątkowego, szybko rozprzestrzeniającego się kryzysu międzynarodowego, wywołanego rękami zazdrosnych komunistów. Z danych naszego wspólnego wywiadu wynika, że są oni bezpośrednio odpowiedzialni za uszkodzenie eksperymentalnego silnika. Ich doskonale przeprowadzony sabotaż, przyczynił się do powstania przekraczających jakiekolwiek wyobrażenie zniszczeń, wywołał ciągle rozprzestrzeniającą się strefę „zero”, przestrzeń w której temperatura spada nawet o kilkadziesiąt stopni Celsjusza… – Jeden z ostatnich komunikatów telewizyjnych
Drewniana klamka lekko zadrżała wlewając do wnętrza archiwum odrobinę swojego strachu i zimnego powietrza. Odrobinę zbyt małą by odwrócić uwagę obecnej tu osoby od wielkiego odpowiadającego jej ludzkim skrzekiem, podrapanego i podłączonego do zewnętrznej anteny, metalowo-szklanego radia:
-Idźcie na północ aż do starej farmy. Gdy do niej dotrzecie zróbcie sobie przerwę i dajcie mi znać. Wtedy skontaktuję się z wami i podam bardziej szczegółowe rozkazy. – widać było, że dla niego to nie pierwszyzna, że robił to od wielu lat, tak wielu, że pewnie sam nie pamięta od ilu
Gdy chwilowo wolny od pracy Kartograf przejeżdżał palcem po nieobrobionym drewnie stołu, dwie kwadratowe nogi z czterech, lekko się zachybotały, tłumiąc jednocześnie powstałe pod naporem zapłakanej kobiety skrzypienie:
-Obróć się powoli, daj jej nieco więcej czasu do namysłu. – pomyślał wsłuchujący się w jej smutek archiwista
-Przy… - przerwał jej ręką zanim powiedziała rozjeżdżającym się głosem pierwsze słowo
-Masz ze sobą jakiś materiał? Np. skórę, drewno, kawałek blachy? – Wymieniał pytając, by ułatwić jej niewątpliwie trudne zadanie, jakim jest porozumienie się w tym stanie
Kobieta skinęła głową i wyjęła z kieszeni, wielokrotnie złożony kawałek tektury:
-Za dobry materiał. – Pomyślał – Poczekaj tu chwilę, zaraz przyniosę ci coś mniej wartościowego.
Niewiasta posłusznie złożyła na pół trzymaną oburącz rzecz i odłożyła ją na stojącą obok, prawie kwadratową ławę:
-To będzie lepsze. – pokazał jej duży kawałek gładkiego drewna z dziurą zrobioną pordzewiałym gwoździem
Grafit stanął na pierwszym punkcie przyszłego obrazu i cierpliwie czekał, aż dama innej narodowości, pozwoli mu swoimi ustami, uzewnętrznić jej dotkliwe wspomnienie:
-… Za… Zaginęło mi dziecko. – z trudem mówiąc walczyła ze sobą, ze strachem, niepewnością i zagubieniem
-…
-Przyszło do mnie świeżo po pracy… -szlochem zrobiła dłuższą przerwę
-…
-Zapytał się, czy może pobawić się z kolegami – znów przerwała, ból mocno złapał ją za gardło – Jasne, czemu nie. Wróć wieczorem. – Tak mamo!
-Nie rozumiem połowy z tego co mówi – pomyślał portrecista
Z każdą kolejną sekundą wyglądała coraz gorzej, jej oczy były przekrwione, włosy w nieładzie, skóra blada, a ręce, z postawionymi na sztorc włosami, drgały jak agregat. Głos, który normalnie pewnie jawi się innym jako jej atrybut, teraz jest mało użyteczny, jak stara struna, która trzyma wysokość tylko dla powolnych i niezbyt mocnych dźwięków:
-Ma dosyć krótkie włosy… Jasne, do ramion. Ma cerę… Podobną do mnie. Zniszczony paznokieć… -zorientowała się, że mówienie krótkimi seriami jest dla niej prostsze
Dodaj komentarz